Twarz pozbawiona wyrazu bez uczuć martwym wzrokiem wpatrzona w lustrzane odbicie zaparowane od łez... a jeszcze nie tak dawno pozostawiałam na nim czerwoność ust w kształcie serc...
Czasem warto zmyć z siebie wszystko... cały ciężar przygnębiającego smutku... pocierając... zadać ból poczuć życie... aż do skutku.
Wokół tyle piany... pamiętam... wzlatujące uśmiechy do chmur i szczęście wznoszone jak na skrzydłach anielskich dziś już obdartych z piór... a jeszcze nie tak dawno pozostawiałam serca na ustach spęczniałych od miłości.
Czasem warto zmyć z siebie wszystko... cały ciężar przygnębiającego smutku... pocierając... zadać ból poczuć życie... aż do skutku.
Pod prysznicem łez i złości płuczę brudy rozżalenia myjąc mydłem bezsilności ciało... z otępienia...