przyjdź i wyłów mnie spośród łkających róż bo tylko nadzieja plecie mi wianek z ich poskręcanych cierni podtrzymując w niewoli słabnący tobą oddech.
od życia, wiesz, dostałem jedynie maskę - te kruche ciało i kości; skomlenie białych żeber, co proszą o odkupienie boga wciśniętego pomiędzy zamkniętą w nas obojętność
nie odgradzam od źrenic zlęknionych bezsenności w których bezwolnie majaczy zbłąkany myślą księżyc wolę przetopić milczenie na złoto i pozostać bez długów
ze światem.
zasypiam już tylko pustą ulicą rozkradzioną z mdłych barw a na moich krawędziach stygną rozwichrzone sercem iskry niedopowiedzianych szeptem błagań o bliskość
naszych linii papilarnych.
wypluty z łona matki, wypluwam z siebie bezpłodność słów i nie zapuszczam w posiadanie wiecznie chciwych palców - kiedy wszystko co ludzkie, wciąż jest mi tak nieobecne.
To nie pochlebstwo, bardziej stwierdzenie faktu. Mało jest tu osób, fajnie piszących. Czytam - widzę. Nie jest powiedziane, że wszystko musi mi się podobać, przecież nie o to tu chodzi.
Wybacz, ale jeśli chodzi o bycie nadętym bufonem i dzieciakiem z wydmuchanym ego, wiedziesz w tym zdecydowany prym. Pech chciał, że czasem trafiam na Twoje wypociny, dlatego zdążyłem sobie wyrobić na ten temat własne zdanie. Nie będę przytaczał tu konkretnych przykładów Twojej bufonady, bo cenię swój czas i nie zwykłem marnować go na samozwańczych ,,poetów''. Zanim jednak zarzucisz komuś przekoloryzowanie jakiegoś wątku, wczytaj się, z łaski z swojej, w te wszystkie bezsensowne frazy, których jesteś autorem. Albo naucz się w [...]