Tak bardzo chcę twych pieszczot Tak bardzo nie chcę byś notorycznie klepał różaniec Tak bardzo chcę byś mówił mi czułe słowa Tak bardzo nie chce od ciebie zdrowasiek
Tak bardzo chcę twego we mnie zapatrzenia Tak bardzo nie chcę patrzeć jak raszplasz koronki Tak bardzo czekam twych namiętnych pocałunków Tak bardzo nie chcę kolejnego bawoła w domu
Tak bardzo chcę twego języka w mym sromie Tak bardzo nie chcę celebracji brewiarza Tak bardzo pragnę mego sutka w twych ustach Tak bardzo nie cierpię kiedy rzęzisz godzinki
Tak bardzo chcę smakować usta twoje Tak bardzo nie chcę katolickich plotek w domu Tak bardzo pożądam uścisku ud twoich Tak bardzo nie chcę byś każdej niedzieli w chórze rżała
Tak bardzo chcę nas razem biegających Tak bardzo nie chcę byś grzęznął w roratach Tak bardzo chcę pod koniec grudnia rodzinności Tak bardzo nie chcę wtedy wykwitu katolickiej fasadowości
Tak bardzo chcę byśmy ze sobą rozmawiali Tak bardzo nie chcę byś mi w każde święta normalność wypominała Tak bardzo chcę byś była na różność i mądrość otwarta Tak bardzo mam dość twego skrajnego zdewocenia
Tak bardzo chcę byś mnie lizał gryzł szarpał Tak bardzo nie chcę wysłuchiwać twego religijnego zacietrzewienia Tak bardzo chcę byśmy razem pojechali na koncert Shakiry Tak bardzo nie chcę byś osiadł w złoto-marmurowej ruinie Lichenia
Tak bardzo chcę porozmawiać o seksualności naszej córki Tak bardzo nie chcę byś zakładała jej ciemnogrodu burki Tak bardzo chcę by syn był rozsądnym agnostykiem Tak bardzo nie chcę ryzykować by był molestowanym ministrantem
Tak bardzo chcę byś był wolny i szalony Tak bardzo nie chcę cie oglądać w dogmatów kagańcu Tak bardzo chcę byś otworzył się na ludzi Tak bardzo nie chcę byś ciągle oceniał mnie
Tak bardzo chcę byś dbała o libido Tak bardzo nie chcę byś biegała na nabożeństwo majowe Tak bardzo pragnę byś Dawkinsa czytała Tak bardzo nie chcę byś się w Tomaszu Akwinu kochała