synu zwiędły te kwiaty coś przyniósł ostatnio odpada płatek z ciemnego serca łodygi gnije rozpękło się światło jak żołądź żałobnie kirem płynie ciemność zabiera w ziemię usta
padły piękne róże pozbierała pielęgniarka sen drętwieje ciałem - wianek spadły w zimę
puste wazony giną płoną brakiem budzi mnie w nocy dźwięk gdy odkleja się im dusza człowiek jest czernią kwiatów tak podobnie schodzi skóra
namaszczam pustkę dłonią za roletą snu krew mięso kość wciska w koce agonia - krztusi się poblask życia uwiewa jak dym - złamany latawiec broń złożona w ojcze nasz
nie musisz patrzeć - nie musisz stać przyjdzie ogrodnik wyrwie - rzuci pod ścianę kroplą będę na poręczy nieba