myślę, że śmierć fizyczna jest najprzyjemniejszą ze śmierci pewnie boimy się jedynie jej ostateczności
są momenty, w których żyję wiecznie nie potrzebuję chyba innej wieczności
"tylko żeby przestać sie bronić to trzeba przestać się bać albo przynajmniej bać się mniej niż chcieć żeby nie uciec"
tak, o tym właśnie piszę... może kiedyś przestanę się bać ale póki się boję, chcę jedynie nauczyć się nie uciekać... może lęk się mnie przestraszy
btw Freud napisał kiedyś, że człowiek broni się przed strachem za pomocą lęku kiedy przeczytałam to, lęk we mnie poczuł się nagi i ośmieszony... tak jakby przyłapano go na gorącym uczynku pomyślałam wtedy, że sama świadomość zmniejsza lęk, a walka ze strachem staje się wtedy głównie kwestią wyboru...
wątpię, by Boga dało się zrozumieć skoro jest częścią mnie mogę jedynie tej części mnie zaufać
nieświadomość też zazwyczaj wiąże się z bólem bo czasem jednak przebija się do nas światło i wchodzi w nas jak nóż - to jest właśnie moment wyboru uciec jeszcze głębiej w las czy isć tam skąd światło dochodzi z nożem w plecach
czego nie rozumiesz strach przed bólem jest chyba wspólny nam wszystkim to brak strachu jest najbardziej przerażający
poddać się czy też poddać życie, albo raczej dojść do momentu, w którym możesz sobie na to pozwolić nie rozpadając się na kawałki oznacza czasem właśnie zatopienie się w bólu - tym prawdziwym, nie mylić z cierpieniem neurotycznym, choć jedno zastępuje drugie (piszę czasem, bo nie wiem czy zawsze... znam tylko swoją rzeczywistość) więc tak, boję się
chyba siebie najbardziej... jak śpiewa Rogucki "nauczyłem się umierać w sobie"... ale dla mnie "siebie" znaczy też "innych" przede wszystkim tych, którzy cię kochają
boję się bólu, ale chcę go przeżyć od początku do końca tak żeby nie powielać nigdy schematu, w którym bronię się przed nim używając jako tarczy innych zbyt długo sama byłam tarczą przynajmniej tyle jest w mojej mocy, dopóki żyję lub nie zwariuję...
niektórzy tną, to prawda może tylko tak potrafią krzyczeć o pomoc