Stałaś na łące wśród kwiecia obrazu Piękna i wzniosła jak serca bicie, Spokojna i dumna, lecz groźna zrazu. Kochałem cię nieraz tak bardzo ukrycie.
I gdybyś spytała mnie - cichego obserwatora, O to co myślę o wzorze na niebie. Powstała by przede mną ciężka zapora. Słowa nie byłym w stanie wydusić dla ciebie.
Lecz w chwilę później, pod spojrzenia zielenią, Która tak mami wędrownych kochanków. Powiedziałbym, że gwiazdy pięknie się mienią, Choć chwilę wcześniej kur zapiał na zamku.
Miłością moją byś była do końca I życie bym oddał, by bronić honoru. Lecz serce me - jak płochego zająca, Szybciej doprowadziło by do mego zgonu.
Dałbym Ci świata najcenniejsze skarby. Klejnoty, korony i księcia na koniu, Byle by tylko wkraść się w twoje karby. Rozkazy znosić i kochać do znoju.
Cudownie by nam razem ze sobą było, A pieśniarz opisałby nasze nie-skromne dzieje I nic ze szczęścia by nam nie ubyło. Szkoda tylko, że Pani ma - nie istnieje.