Stał zamek na wzgórzu, co szarpał niebo W błyskawic jasności był grzmiący... Ale stał pusty- lecz nie wiem, dlaczego Choć samotny- nie zdawał się śpiący
I było życie w jego pędzącej stagnacji W czarnego kamienia groźbie Armia najcichsza w gromie alienacji... Na wroga czatować chce srożnie!
I straszy swym mrokiem i baszt swych gotykiem Wielkie zamczysko legendą stawione Lecz woła, pociąga zimnicy dotykiem... Między kolumny i sale czasu zębem trawione
I w lawendzie swych oczu, co srebrem szlachetne Ujrzała go podróżniczka, konno zdążająca W sercu romantyczki legendy sławetne Zrodziły się widząc ten zamek upadły- Kasztel Czarnego Słońca...
Włosy miała nocą malowane W siklawach figlarnych spadały Na skórę z alabastru, najpiękniejszą jak diament Oj, niejedne damy takiej urody by chciały!
Jak elfka, jak nimfa z boru pobliskiego Tak piękna była podróżniczka W wejrzeniu miała coś czarodziejskiego... "I niechaj zamku tego zwiedzanie... wrażeń to będzie zaliczka!"
Zachichotała dziarsko i z odwagą na twarzy Wiatrem wesoła do twierdzy wkroczyła W pięknie mrocznym zamkowych witraży Dziewczyna z zaskoczeniem jej sekret odkryła...
Czekał na wież wysokości i pod nieba pejzażem Ze szmaragdami wejrzeń chaosem jasnymi Nieziemskie to widowisko- jakby było witrażem Na pannę czekał Anioł ze skrzydłami białymi!
Chociaż niby promiennie i wielce cnotliwie Się zdawał wyglądać wojownik niebiański To mrugały z oczu jego pomrokliwie Jakieś ciemne, finezyjne i gorące wrzaski
Uśmiech miał wilczy, ale i ciekawski Jakby się mile, oj bardzo mile zaskoczył! Zagrały na jego ustach oklaski Jął rozpostrzeć skrzydła, schylił się- i skoczył
I sfrunął przed nią, gromkim śmiechem szarpiąc Ciszę napęczniałą wiekiem starych murów I stanął pewnie, w oczęta jej się gapiąc Wejrzeniem swoim godnym hulaków i królów
"Pięknaś, przyjaciółko z lawendowym wzrokiem! A szlachetne masz serce... i żądzą zdobione! W świetle moich włosów okryję cię mrokiem! Wreszcie to, co chciałem... będzie uczynione!"
"Ejże, nie tak szybko, pański rycerzyku!" Zaśmiała się pewnie, koń jej dęba stanął "Jeszcześ mnie nie dotknął... i za dużo krzyku Żeś wykonał, lęcąc, gdyś przede mną palnął!"
Wyszczerzyła się lśniąco i lubieżnym mrugiem Wyzwanie mu rzuciła, repliki czekając Ten jednak podchwycił jej myślenia smugę I odfrunął na wieżę, z powrotem, śpiewając
"Miała ta panna noc wielką we włosach! Miała ta panna oczy z ametystu! Z panną taką i w zbożowych kłosach... Kochać się można... także i w zamczysku!"
Lubieżną tą piosnką anioł weselony Rozbawił sromotnie czarnowłosą panią Choć jasnych kolorów- to nigdy wybielony Znowu stanął nad poszarpaną granią
Co niespodziewane- łza mu popłynęła Srebrem jakimś smutnym po jego policzku "Coś zrobił?" Panna na swym koniu z dołu mu krzyknęła "Oto żeśmy mieli żartów swych zaliczkę"
Ciągnął "Wiedzieć bowiem musisz, moja miła damo Że tyś nie przypadkiem została ściągnięta Nauczyli mnie drzewiej- nie ma ni za darmo! Ty miałaś być wybraną- ja jeno przynętą!"
I tako płacząc, i skulając skrzydła Znowu wrócił do niej, z pełnym żalu licem "Lecz rola przynęty, przez Pana dana zbrzydła Chcę coś w końcu zrobić z moim... z naszym życiem"
"Ty mnie nie znasz bowiem, panno osobliwa Bo i z twej pamięci wytarto te ślady... Ślady... i jakby... uczucia ogniwa... Nie pozostał nawet żaden odcień blady"
"O czym ty rozprawiasz, szalony aniele?!" Wykrzyknęła Krucza, mocno się frasując "Mówisz, jakbyś kiedyś był mi przyjacielem I teraz ostrzegał, przed złym mnie ratując"
"Bo tak właśnie było, pięknooka pani" Rzekł jej smętnie anioł o słońcu we włosach "Jeśli chcesz być wolna, skoczmy razem z grani Zaplątani śmiercią w naszych wspólnych losach!"
"Oni chcą cię dostać. Z twoją niezwykłością Tyś za bardzo cenna się stała dla nieba... Ale służba u nich... och, nie jest wolnością! A śmierć jest wolnością- i tego nam trzeba!"
I całą historię jął pannie opowiadać I łez potokiem wezbrała się żałość Smutki kroplami zaczęły opadać Gdy uświadomili sobie własną małość
Zgodziła się dama, na ten krok ostatni Ten krok do otchłani, ale do wolności Jedyne to wyjście, aby uciec z matni.. Jedyne to wyjście- i wyjście w miłości!
Kiepska to perspektywa... Może zatem należałoby wstawić się u Najwyższego, by okazał miłosierdzie nieszczęsnemu aniołowi, i miast go wciąż dręczyć skasował mu pamięć?.. No chyba, że ów niepokorny anioł tego nie chce? ^^
Taa... Niech się miesza ambrozja i szkarłatna ciecz! ^^ Doprawdy, świetny sposób na zmartwychwstanie w innym, lepszym świecie.. ;) Ale według Boskiego Planu anioły są nieśmiertelne, więc na tym pieśń się kończy :/
Olgo- cóż, nawet nie wiesz, jak cieszy mnie Twoja pozytywna, ale przy tym bardzo szczera i uwzględniająca wady tej ballady opinia. :) Czuję się zaszczycony, możesz mi wierzyć! Dziwnie czasem znaleźć Archanioła Nadziei w otchłaniach internetu, nieprawdaż...?
Nigdy nie czytałam niczego podobnego. Wprost niesamowite, aczkolwiek niektóre fragmenty dość nieudolne. Jednego jestem pewna - choćby miało mi to zająć cale wieki, to przeczytam wszystkie Twoje wiersze, bo już wiem, że sprawią mi niebywałą przyjemność. To cudownie, że dałeś się tu odnaleźć. Pozdrawiam :)