Śniło mi się, że byłeś u mnie po latach, Wyszłam ci na powitanie, lecz już inaczej, Nie byłam już modra, w makach i bławatach, Nie miałam ust zaciętych w rozpaczy.
Lekko mi było, bo szłam z przebaczeniem, Jakby mnie w sercu już nic nie paliło. Po drodze długiej nie gubiłam siebie, Jakby mnie ciebie w sobie nie było.
Nie wpadłam w ramiona, już bym nie śmiała, Nie zdjęłam ci z oczu własnego spojrzenia, Bezkresna cisza mnie poprzepełniała, Czy byłam we śnie cała z kamienia?
Pokazałam ci listy, których nie wysłałam, W których przysięgłam na śmierć i na życie, Ze śmiechem odkryłam, ile łez wylałam, Wyśmiałam noce, swe dawne odbicie.
Pokazałam ci skałę, z której runąć chciałam, Gdy mnie zdradzałeś, gdy piłeś po nocach, Dobrze, że wtedy z miłości zgłupiałam, Bym dziś była - choć za grosz - mądra.
Ty w śnie jakbyś skarlał, jakbyś poszarzał, Głos ci zmilkł, twarz zachmurzyła. Gdybyś mi jeszcze raz jeden pokazał Jak to smakuje - w ogień bym wskoczyła.
Bez wzruszenia, to przeczytać się tego wiersza nie da. A tyle tu magii, że przeczytać trzeba kilka razy. I wczuć się w te piękne, smutne żale - po łzy.