Menu
Gildia Pióra na Patronite

Letni plener poetycki

Słoneczniki w przecudownej metamorfozie
Abdykują z tronów królów sierpnia
Składają swoje złote korony Matce Ziemi
Stając się karmicielami gromady sikorek
Ojcami przetrwania ich czasu zimy

W ogóle przyszedł czas kiedy kwiaty
I ich przebogactwo kolorów
Powoli ale konsekwentnie jest wygaszane
Nie wiem tylko czy przez późne lato
Czy też skradającą się cicho jesień

Mistrz czas nieubłaganie żongluje kształtami
Przemeblowuje młodość i jurność flory
W smutek i refleksje jesieni
Bolesną mądrość spełnionego jednak przemijania
Odchodzą grzywy czupryny irokezy brody kwietne
Pozostają kucyki łysiny permanentnych makijaży
Które tworzy nieubłagany stylista
Przedostatnich prawie dni ostatecznych

Dziwne
To nie jest jednak do końca koniec
Późność zaawansowana to jest
Czas wielkiego rozwiązania
Gigantycznej cudnej prokreacji
Jak wielki wybuch rodził i rodzi
Nieskończoność migocących gwiazd
Tak ona rodzi miliardy owoców
Nasion ziaren i przede wszystkim
Tysiące spojrzeń wrażliwców
Przemieniających widziane kształty i barwy
W litery tworzące strofy
Które cieszą leczą zastanawiają
Powodują że choćby raz kamień ludzki
Wstanie i spojrzy na świat wnętrzem

297 714 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!