Na dno
Siedzi skulony na brzegu ławki pod przystankiem
Stamtąd samotni jadą do pustych domów
Z pustymi łóżkami
Z kuchniami pełnymi odgrzewanych kotletów
Siedzi skulony na środku ławki
Ojciec trzyma matkę za rękę
Dzieci pytają się dlaczego ten pan jest taki smutny
Brudny.
Trzyma papierowy kubek
Z wielkomiejskiego śmietnika
Z zieloną kobietą z pofalowanymi włosami
Może to pani wiosna
Wiosną ludzie się zakochują.
Ale nie zbieram na kolację z ukochaną
Ani na wspólne wakacje na wsi
Tylko na przezroczysty płyn.
Na chlanie.
Na smutków topienie.
Na oczyszczenie ciała żołądka głowy
Duszy oczyszczenie.
Brud zbiera się pod paznokciami.
Pot przenika materiał zatęchłej koszuli.
Kwaśny oddech.
Leżę nagi na ulicy.
Rzygam.
Odwracam się.
Matka zakrywa dzieciom oczy.
Nie patrzcie na tego pana.
Ten pan jest już na dnie.
Z trudem podnoszę butelkę do ust
I drę się:
"Do dna, do dna, kochani!"