Siedzę na krawędzi peronu, spocona szyna zniekształca smutki mojej twarzy. Wiatr poprawia mi co chwila włosy, bym jakoś wyglądał. Piekące słońce wdziera się w me liche ciało, bym czasem... nie rozmarzył się w chmurach. Betonowa płyta zniekształciła mi tyłek, trochę piasku bije się z potem w mym kroczu. A ja patrzę na tę kolej rzeczy, zbierając w gardle z trudem trochę śliny. Blask mych sukcesów błyszczy się na szynie, rozkładający się przy torach gołąb cuchnie porażkami. Tylko czasami skule nogi, gdy przejeżdża pociąg. Jego podmuch burzy moje plany, ułożone na torze mego losu... A wygłodniałe wakacjami turystki, zapisują mój ból istnienia na swych cyfrowych kartach pamięci wydłużając zza okien szyje by pomarzyć o letniej miłości z przypadkowo poznanym chłopakiem...