Ściągnęli w szkole krzyż ze ściany. To powód do wojny. Każdy już gniewem racji naćpany. Jeden strzela działem bezbożności. Drugi, dla odmiany, Wyciąga armatę naiwności.
Cios za ciosem i słowem za słowo Bój ciężki sie toczy. Każdy zaś ubrany pokazowo. Żaden, w ferworze tejże walki, Krwią swoją nie broczy. Zadawanie ran włóż między bajki.
I tylko w kąt gdzieś, krzyż odstawiony, Wśród głuchej ciszy, Patrzy na walkę, mocno zdziwiony. Nie chcę ściany, gwoździa następnego. Czy ktoś mnie usłyszy. Ukryje mnie w głębi serca swego.
Niosąc dobra, miłości przesłanie Zła nie chowiąc w sercu. Z takim na wieczny czas zostanę Tam me miejsce, nie na żadnej ścianie. Więc zrozum to w końcu. Czyś wierny, czy niewierny... bałwanie.
... tak czasami myślę... ludziom łatwiej powiesić symbol swej religii na ścianie, niż w sercu... mniej boli wbicie następnego gwoździa w tynk, niż rozłożenie kawałka maty we własnym sercu...
"Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą" To samo można odnieść do wiary i do tego symbolicznego krzyża...Cóż więcej mogę powiedzieć? Piękny wiersz...Pozdrawiam:)