„Samotna nadzieja jest czystym płomieniem Co łzy rodzi w swych okrzykach blasku Nadzieja jest pięknym i dźwięcznym imieniem Co pęka i wstaje wśród feniksich wrzasków
Lecz czym jest nadzieja? Znów serce się pyta Bo czasem się śmieje, a czasem i płacze Bije nierówno, krwawi i zgrzyta W rytm wciąż niepoznanych swoich pragnień znaczeń
Czym jest nadzieja, jak nie trudną drogą? Choć zbolałą, to pełną wielkiej szlachetności Nadzieja pokona każdą siłę wrogą I jest zapowiedzią prawdziwej radości!”
Mnie trudno zabić- a surowy być powinien. Każdy popełnia grzechy, a swoje bluźnierstwa i podłości muszę odpokutować. Sam zgrzeszyłem, sam pokutuję.
Ach, ty serce, tak podłe i tak czarne Co skrzywdzone zawiścią ludziom zawiść daje Ty serce plugawe, ty serducho marne Co krwawym strzępem od dawna się staje...
Nie krzywdź nikogo, lecz i nie umieraj Masz coś do zrobienia na skrzywdzonym świecie Lecz do swych porażek nikogo nie zabieraj Bom ja winny jest, wiem to ja przecie!
Błogosławię i przeklinam Jak Tuwim sam, ot tak, bez słowa Sam siebie wzywam i zaklinam A od szaleństwa pęka głowa
Wiersz głupca i egoisty, który pewnie zbyt wielkim tchórzem jest, by nadzieję odrzucić. Ale napisał go, bo... bo tak każe serce. Bibliotekę? Chyba ksiąg zakazanych.