rozmyte mazią bólu człowieczeństwa centrum wyssane beznamiętnie z kolorytu swojej sytości zaburzając rytm poniekąd istniejącego spektrum obdarte z dobra, cierpieniem obnażone nagości
wypełnione nostalgią za przeszłości barwnością brodzi w labiryncie sennych marzeń i wspomnień znudzone znieczulicą i melancholii jednolitością wodzi wzrokiem i nosem, szukając udogodnień
z całego zasobu tali liczy się tylko napęd kierowy oby przerwać smutny, powolny ruch jednostajny wtłoczyć ciepły strumień w chłodny splot żyłowy na spontaniczny i miły zmienić ruch machinalny
nie żebraczy król, lecz zbłąkany tułaczką człowiek kroczy przerażony przez niebyt, szukając niewiasty ledwo zieje, nie prosi o pomoc, nie zamyka powiek zmierza ku królowej serca-pewności tlą, nie zgasły
przystanął zamglony zwątpieniem, brak wyraźności sunął tak nie wiedząc gdzie idzie, w obłęd popada czara omal pusta, spija ostatnie krople cierpliwości spowalnia serce i całe ciało, bojaźnie owe nie lada
zatrzymał ślepy chód, chwilę walczył z umysłem wziął głęboki wdech i wydech, wyciszył oddechem wszystko dostrzegł, wyczuł mocno bólu zmysłem tkwił na środku chodnika, cofną się z pośpiechem
usiadł pod szarą kamienicą wystawiając swe ręce empatią spójrz przechodniu, zastanów się co dasz dziś będąc przy wielkiej nadziei, że otrzyma serce przekaż mu siłę i wiarę, że na niego przyjdzie czas
chwyć za zmęczone dłonie, podnieś zbłąkanego podaruj bezinteresowny uśmiech i słowo gorące daj ciepło i nakarm wypiekiem serca chlebowego przywróć do życia siły i zapędy głęboko śpiące...