rozmawiali ściszonymi głosami na białym korytarzu śmierć nakrywała świeżą pościelą pusty materac pod oknem
szeptali do swoich uszu do zaciśniętych na przegubach rąk o nieuniknioności stracie przewidywalnej odchodzeniu oczywistym naturalnej kolei rzeczy
a przecież była tam ta matka głupich matka nieobecnych synów i córek leżała na wciąż pełnym łóżku jej ciało odwrócone do ściany mijane obojętnie jak przewrócona kapliczka
Dawno mnie tu nie było. Dziś, podobnie jak kilka lat temu trafiłam na słowa trumanowe. Myśl Twoją sprzed paru lat, o sznurze nad łóżkiem, ciągle pamiętam... A teraz, kiedy po raz kolejny czytam o ,,odchodzeniu oczywistym,, wiem, że czas tylko udaje, że wygładza w nas cokolwiek