rozchodzi się mroźny oddech nocy zostawiając gdzieniegdzie bose ślady poprawiam niedbale zarzucony biały całun
gdzieś w oddali oczy saren małe lampioniki wołają w ciemną otchłań lasu gdzie skrzypiąc kołyszą się drzewa jak lodowe sople brzęczą grubo oblepione gałęzie - próbują objąć wiatr co żałobną pieśnią wkradł się we włosy ukazując nagie oblicze ramion zagłębienia w których skrzy
zamykając oczy przywołuję dreszcz jak wtedy gdy na opuszkach palców przynosiłeś ciepło