równo miesiąc jak zabłysły światła w Twoich oczach nagle między pośpiesznymi zdaniami między krzątaniną w nowym pokoju z górskim powietrzem między informacjami spływającymi z Norwegii…
zajrzałam w Twoje szare oczy nagle paletą niebieskości, bieli, szarości na mnie spojrzałeś nieskończoną przestrzeń podzieloną na pionowe prostokąty zobaczyłam…
poczułam się mała jak w labiryncie luster z którego wyjść za nic w świecie już nie chcę ciekawa każdego nowego pokoju, każdego skrzyżowania obrazów każdego odbicia…
w zachwyt wpadłam i z miejsca we mnie zapuścił korzenie świetliste Twoje okna wpisały się w pamięć czułam… że przecież je znam że… wspomnienia mam tylko połapać je potrzebuję by połączyć w całość… aż…
tygodnie temu dwa – beztrosko tak… zacumowałeś moje myśli na sobie - pytaniem „po co w ogóle się oddalają?” te moje myśli od Ciebie…
szukać poczęłam intensywnie rozwiązania zagadki zamyślałam się kolory wszelkie Twoje łapałam i w siebie i w Ciebie zapadałam…
i nagle zobaczyłam Cię w świetlistych fragmentach obrazów których oryginały… najbliższymi mi się stały – już wiem - Twoje oczy to jasne punkty rozświetlające sytuacje, świat tymi odrobinami światła Cię czuję, nimi Cię widzę, nimi przeczuwam…
chwytając rozbłyski - to dla mnie – Ciebie - wymalowywał Beksiński…