Ranny budzik daje znać. Chyba pora wreszcie wstać?! Jeszcze nie! Jeszcze chwila! Budzik dalej się wyrywa.
Nie chcę wstawać. Nie tym razem. Nieustannie budzik każe! Wstałem. Trudno znów porażka. Lecz nie spływa na mnie łaska.
Piję kawę, jem śniadanie. Nie spoglądam na zegarek. Kiedy zjadłem, posprzątałem. Do drzwi już się wybierałem.
Wtedy sobie przypomniałem. Kartkę zerwij z kalendarza. Żebyś dnia już nie powtarzać. Jakież było me zdziwienie. Kiedy zrywam kartkę zamierzenie.
Cóż ja widzę, nie dowierzam. Dzień tygodnia wyczekany! Tak przez naród wychwalany! Jak ja mogłem go przeoczyć. Czas już chyba gdzieś wyskoczyć. Prace rzucam teraz w kąt. I uciekam odpocząć.