SZAROŚĆ CODZIENNOŚCI
Pytasz mnie co u nas słychać?
Jest normalnie, dobrze, spokojnie.
Ponad sześć tygodni gościliśmy,
Których nad ranem pozbawiono snu,
A teraz wybrali skrzydła innej nadziei.
Rankiem robię pomysłowe kanapki,
Serdecznie je w papier zapakuję,
Potem modlitwą Anię odprowadzam,
Auto odjeżdża, oczu wzrok ustępuje,
Dalej dusza duszę sercem czuje.
Jem banana, piję kawę, słucham Strachy,
Idę do ogrodu i jego piękno
Cierpliwie tworzę, namiętnie komponuję,
Lub po prostu zbieram deszcz we włosy,
A kosy, ich głosy, w niebo i wrzosy.
Po południu już razem w ogrodzie,
O kawie, pomadce i słońcu,
Pielęgnujemy matkę ziemię,
Wygania nas ciemność -
Noc wstaje milknącymi ptakami.
Albo jedziemy, bo żyć bardzo lubimy.
Zaszyć się w dźwięku na dwie godziny.
I tak ostatnio odkryliśmy,
Że jazz jest czasem lepszą poezją,
Niż strofy stworzone z samych tylko liter.
Potem jest sen w sypialni,
W której śpimy przytuleni. Razem.
Naprawdę, naprawdę, tą prawdę,
Chcę szczególnie ci uzmysłowić.
Spać razem, to jest jądro miłości.
Zatem u nas jak u Boga w Niebie,
A co u Was, co u Ciebie,
Czy też życie Niebem?
Co jest waszą wodą życia?
Co codziennym chlebem?
Autor