Menu
Gildia Pióra na Patronite

BIESZCZADY VOL.3

Przykucnąłem z głową pochyloną nad Sanem,
Oddałem tę chwilę Twojemu Dziełu,
Udało się mi nie być ze wszystkiego bałaganem,
Patrzyłem patrzyłem się bardzo połączyłem,
Ze spokojem mądrością może nawet melancholią,
Ale absolutnie przeszłością na pewno nie byłem,
Tylko zauroczeniem, potrzebą stabilizacji,
Normalizacji przejścia na nieśpieszności ląd.

Przydałoby się żebyś interweniował Panie Boże.
Trudno zrozumieć, trudno przyjąć.
Co w ludzkości koniem trojańskim?
A co krokiem w przód...poszerzeniem miłości.
A ja po prostu brzydzę się i wiem -
W tym obrzydzeniu przemawia Twój Boże sens.

Czasem owszem chcę pobyć sam,
Z dala od głównych spraw,
Widzę potrzeby zmian, ale dbam,
Żeby każdy mój krok był ostrożny i nie deptał,
A tylko wyzwalał z niewoli.

Odmieńce Panie, to odmieńce,
Może jakieś prewentorium...
Sam wybrałem jak wybrałem,
Ale znam swoje miejsce,
Nie klękam przedtem wystając
Po wino, po krew, po ciało, po chleb.
Umiem być z boku, choć kocham po Bożemu,
Nie wierząc Księgom każącym cierpieć,
Zamiast być szczęśliwym,
Nawet pokazuję im pięść.

Czy potrzebuję nauczyciela? Nie wiem.
Raczej nie ufam, choć idę się wsłuchać.
Potrzebuje na pewno Boga, więc modlitwy.
Chcę Jego Miłości, stąd moimi Beskidy.
Dziwnie się czuję w tej grupie ludzi.
Czasem nawet pyszny jestem,
A nawet bezgrzeszny, a oni tacy...
Tacy posłuszni, choć szemrzący...
Zaraz przywołują się do porządku,
Stawiani na nogi swoją chciwością.

Tak bardzo uczepiłem się twoich kochana ust.
Tak mocno mocno proszę Cię Panie!
Stąd wiara i pewność naszej, i przyszłych wspólnot.
Wiem, za bardzo w tym wszystkim przesiąkam,
Za bardzo pozwalam wszystkiemu.
Muszę częściej chodzić nad Biały.
Muszę częściej pobrodzić w Rybnym,
Spotkać pstrąga tamtego jeszcze raz w Glinnym.

Nieść w sobie tyko to co jest radością,
Które nie porywa mnie w gniew i szyderstwo,
A potem przeistacza w drżący mokry lęk.
Konsekwentnie więc próbuje i
Rozkładam dzień od gron orchidei,
Przez łany i oazy bratków, aż
Po cichy szum na w łódkach skrzydłokwiatu,
Lecę po krańce, a tam zdanie,
Może wers, którym udaje śmiać,
Być i nic nie zaczynać,
I nic nie kończyć, a coraz bardziej cichnąć,
Nawet łkając pozwalając na... rzeźbić się
Wzruszeniu,
Pozwalając im patrzeć w niezrozumieniu,
Na mój (nasz) świat rozpromieniony,
W manowce łez padołów,
Przez wszelkich pasterzy wywiedzionych.

Inspiracją był wiersz "Ja" Jacka Kaczmarskiego i Bieszczady.

297 594 wyświetlenia
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!