* * *
Przybiegłam równo z zachodem słońca,
witałeś nieco ozięble,
a może jestem przewrażliwiona?
Piskliwie śmiały się mewy.
Muszle, kamyki raniły stopy,
tłum szemrał w wielu językach,
opalenizna, setki kolorów...
Powinnam zamrzeć z zachwytu,
a czułam pustkę, ślepą bezsilność.
Zgniłozielona nadzieja
komponowała mozaikę z sinic,
ani to ładne, ni śmieszne.
Zamiast fal flauta i melancholia,
właściwie nikt nie zawinił.
Wyjeżdżam, wrócę, niezmiennie twoja,
to będzie cudowna zima.
1808 wyświetleń
30 tekstów
5 obserwujących
Dodaj odpowiedź