przenikam przez chmury deszczowe i obojętności wnikam w drgnienia głosu choć nie patrzę już prosto w oczy zbyt zimne są krami lodu ranią miłość
potem nie mogę nagrzać swojej krwi i nie płynie wartkim nurtem wzbiera we mnie falami łez tsunami zjawiają się już rzadko... unikam tarć między nami
czasem mogłabym oddać głowę że mu mnie brakuje lecz serca już dawno nie mam oddałam je drgnienia między nami zacichają oddech tłumaczę sobie że to tylko moje pobożne życzenia