pryskają/ czary każdego dnia… przed chwilą kolejny/ prysł stoję przed mocną ścianą tą ścianą jesteś Ty/ sparaliżowany czymś okrutnie/
ile tych czarów jeszcze mamy? gdzie one się rodzą? dlaczego nie ustają w pojawianiu? do innych ludzi powinny lecieć - może je wykorzystają należycie? u nas tylko ślady po nich zostają - jak po bańkach mydlanych…
Każdy ślad, pęknięcie, blizna, to pamiątka po tym, że nasze serce żyło pełnią. Tylko tej magii nie widać, bo jest zbyt blisko nosa, albo głęboko schowana pod jątrzącą raną.
Giulietka - czyli złapałaś inną nutę w tym moim napisadle. Ciekawe to dla mnie, ale to dobrze wiemy i to jest piękne w wersach, że każdy kto czyta, a jakaś myśl go zatrzyma - to dodaje do niej kawałek siebie. Dla mnie nie ma w nim magii szarości. Tam są uderzenia, pęknięcia i ślady na ścianie. I strata. Ale może za kilka lat sama w tym znajdę moje szarości...? Dziękuję za Twoje wrażenie:).
Tekst PIESCHOPATY: Rzucałem ja słowa na wiatr; jeszcze przez chwilę tańczyły w jej włosach; śmiałem się ja wtedy szaleńczo; i znów wiatr porywał je do tańca i rwał je na strzępy; i klaskałem ja wtedy w dłonie radośnie, dumny ze spektaklu jakim uczynił. I potem rzucałem ja słowa na wiatr, dziwiąc się i parskając śmiechem, że haczą o jej rzęsy i jak bańki mydlane pękają, policzki zraszając; przednia zabawa. .................. I przypomniały mi się moje bańki mydlane.