Tłusta siostra Honorata… Jak zwykle przyniosła ze sobą kawał podgardla i bochen chleba… Cała noc przed nią…siły nabrać trzeba….
Już na początku dyżuru przywieźli panią na „szałówkę” Znowu pobiła męża, teściową i własną córkę… Klnie, wyzywa, szarpie się jak w amoku… Cała obsada izby przyjęć… w szoku… Wtem przybiega doktor Hieronim z innego bloku… Wbija jej strzykawkę w tyłek…i już jest spokój… Uff… ponieśli ją na noszach na oddział właściwy… Można trochę odetchnąć… odpocząć…nabrać siły…
Siostra Honorata pojadła, popiła… Pierdnęła, beknęła i na „detoks” pobierzyła… Wnet z „detoksu” rozległy się wołania, okrzyki… To siostrzyczka gasi pijackie wybryki… Kąpie ich, szoruje, sypie azotoksem… Niepokornych bidaków ucisza tęgim ciosem… Zamykam okno…nie chcę tego słyszeć… Może uda się zdrzemnąć…emocje wyciszyć…
Nie dany mi dzisiaj jednak spokój, wyciszenie… Dzwoni telefon…nowe… zlecenie… Wysyłam karetkę do Pałacu Mostowskich…i aż mi mocniej zabiło serce… Mamy przyjąć na „ sądówkę „ seryjnego mordercę… Już przybiegł doktor Hieronim i dwóch sanitariuszy… Oj będzie się działo…wśród szpitalnej ciszy… Karetka podjeżdża pod izbę przyjęć…tyłem do drzwi… Otwierają ambulans…a gość sobie smacznie śpi… Szarpią go, krzyczą, molestują słowem… W końcu budzi się…podnosi głowę…i… Wszyscy zdziwieni…czekali przecież na wielkiego potwora… A to taka chudzina,…niemal jak zmora… Nawet doktor Hieronim miał nie tęgą minę… Bo jak wbić igłę w tak chudą dupinę? Obeszło się bez zastrzyku… Poprowadzili go…na blok sądowy… bez najmniejszego krzyku…
Uff…wreszcie dyżur się kończy, noc minęła w miarę spokojnie… Tylko siostra Honorata taka rozczochrana, jak po wielkiej wojnie… Ale doprowadza się do porządku w izby przyjęć toalecie… Ubiera się, wychodzi, zadziera nogę, wsiada na miotłę…i do domu leci…
Wiersz całkowicie zmyślony...odbierać go należy raczej jako fraszkę...Nijak ma się do dzisiejszej rzeczywistości w tego rodzaju placówkach...Dzisiaj jest trochę inaczej :). Aczkolwiek w latach 80-tych lecznictwo psychiatryczne, na tym pierwszym etapie tzn z perspektywy izby przyjęć wyglądało podobnie...Na dzień dobry zastrzyk na "zmiękczenie nóg" by ułatwić transport na oddział...Natomiast oddział detoksacyjny to przede wszystkim był wielką łaźnią, pralnią...Wszystko niemal odbywało się na zasadzie przemocy połączonej z farmakologią... Na oddział sądowy wprowadzano pacjentów po uprzedniej lekcji pokory, która najczęściej odbywała się już na izbie przyjęć...Dzisiaj pewnie nie używają już przemocy, wszystko odbywa się bardziej humanitarnie...Na oddział detoksacyjny wchodzi już powolutku terapia przygotowująca chętnych na dalsze leczenie na oddziale odwykowym... Najważniejsze jest to, że personel jest o niebo lepiej przygotowany, a nie tak jak kiedyś, by najmniejszym nakładem sił odwalić robotę...czarną robotę...Dlatego między innymi ta ironia z mojej strony :).... Dziękuję Wam i pozdrawiam serdecznie :)