* Przepych poranka *
Powoli, jakby z rozmysłem następował ranek.
Jeszcze szamoce się krótko z ciemnościami,
Lecz oto horyzont rozbłyska i sypie iskrami,
Które gonią niknące odbicia gwiazdowych firanek.
W jednej chwili jutrzenka objęła władanie
Nad okręgiem horyzontu, szarzejącym wolno.
Księżyc zbladł i schowawszy się ziewnął
Po czym ułożył się na puchowe posłanie.
Wtem świt nieśmiało otworzył swe oczy
I blaskiem różowym powiódł dookoła
Jak wódz mężny, który szuka wroga
Niestety, on już za horyzontem się toczy.
Nagle na ziemi rozległa się muzyka:
To ptaki niebiańskie witają dzień nowy,
Z ulgą żegnają nocy zimne okowy
I czekają na pierwsze znaki słonecznego promyka.
Naraz horyzont błysnął, raz, drugi…
Powoli ogromny żar się zza lasu toczy
Gra na wyciągniętej koronie sosny
I śle ku ziemi złotych warkoczy strugi.
Ogromna, grająca tęcza kolorów kula
Wysłała promienie ciepła ku ziemi,
Które zaplątały się w drobnej pajęczej sieci
Co rosą osrebrzone liście i trawy otula.