poszła na jagódki Zośka śpiewem drogę sobie umilała lecz o kwiecie paproci ciągle myślała mech łaskotał w stopy odgłosy ptaków śpiewem wiodły ją na polankę czas do północy płynął wolnym krokiem lecz serce nie do końca szło tym tropem mimo czystości zdobędę szczęście sama z nim zostanę z ubogiej panny zamienię się w damę szelest łamanych gałęzi przerwał bajanie młody gajowy wyskoczył jak na zawołanie swym wzrokiem ją zauroczył w sercu żar rozpalił rozświetlił jej zamiary noc powiła czary