Poprzez tysiące igieł. Łez zabarwionych krwią. Wołam. Odbijam się od ścian. Ląduję Z kulą żelazną pomiędzy żebrami. Oddycham Ciernie na mym czole. Głęboko. Dokładnie. Krzyczę. Nieme westchnienie przebitej piersi. Serce naznaczone przepaścią. Czarna plama losu. Otchłań. Rozszarpane życie. Zaginione szczęście. Poprzez białe ściany wbijam szklany wzrok. Zamglony łzami. Na piersi rana wydrapana ostrym mieczem przeznaczenia. Wokół czarne pręty. Moi strażnicy. Uwięziona. Ignorując ból z uśmiechem na twarzy twierdzę: Ja też kiedyś ujrzę mojego anioła.