Pod stopy krwawiące rzucał jej róże I szła za nim, jak jagnię za pasterzem, Tuląc oczyma czerwony kobierzec, Po którym stąpać nie mogła już dłużej.
Góry, dęby dziwiły się podróży I temu, że człowiek tak mocno wierzy, Wplatając między przygasłe pacierze Imię, z którego wszak szczęście się wróży.
Obłóczył ją czarnym cieniem milczenia, Więc wszystkie słowa pod kluczem ust skryła - Chociaż przemijał - pragnieniem goniła Z różanej woni pełna odurzenia.
Tracąc go z serca, padła wśród poręby - Gorzko załkały i góry, i dęby...