Jeśli pragnieniem złego nazywasz pesymizmem, to ok, niech Ci będzie. Dla mnie to po prostu inne spojrzenie, które ma jednak wydźwięk optymistyczny. "Zrań mnie Boże, chcę żyć!".
Spadam, bo ktoś zaraz napisze, że się rozpływam :) A nie, ROZWADNIAM. Wolę się rozpływać...
Może dla niektórych brak krzywd jest tak samo destrukcyjne i nieżywe, jak dla niektórych brak szczęścia? Nieżywym, bo może życie jest jałowe? Niektórzy nazwaliby to optymizmem, bo nie dzieje się nic złego, ale przecież nie dzieje się także nic dobrego. Zniszczenie jest wspomnianą ironią, raczej szyderstwem niż pesymizmem, spluwanie- chęć zapłaty, jakiejkolwiek, ale zapłaty, bo za jałowe życie nijak zapłacić. "Jałowe życie, jałowa śmierć."
Ponieważ pesymizm, zły los, którego brak w życiu podmiotu lirycznego, mógłby mu uratować życie. Nakreślić kilka blizn, które po zagojeniu dodadzą sił i sensu.
Z drugiej strony podmiot ironizuje na temat Boga, że ten sieje zniszczenie i ból, gdzie tylko się pojawi.