Po zdaniu, po słowie, po chwili, Spojrzenia mkną bezmyślnie wzdłuż szyi, W krótkim szale, bez przyczyny, Na skinienie żądz lecz bez winy, Gest za gestem, dreszcz i głód, Ogarnia bezkresną przestrzeń snów.
Bez szeptów i łez umysłu, Wypływa noc dzika w grad gestów, Urwanych, przewlekłych i gęstych, Fal morze zalewa plik spraw doczesnych.
Wzdłuż mięśni, żył i ścięgien, Popłynie chęć grzesznych spełnień, Krusząc mur ze skał przezorności, Jak kurtynę rozwiązłej świętości.
Do głębi, do wrót, do zatracenia, Dusza ciało podżega i przemienia, Mrok w jasności nieprzebyty krąg, Wijący się wokół wrażeń łaknących rąk.
Tak splecione istnienia odwiecznej pokusy, Trwać będą w niezmiennej triadzie westchnień, Bo nieokiełznane są spojonego ciała zakusy, Gdy dusza wciąż pragnie jego brzmień…
I ucichnie burza życiodajnych zmór, Gdy promień świtu rozgoni jęków chór, Satyrów dzieła przykryje przyzwoitości cień, Przebudzą się w kolejnej nocy - dzień.
I słusznie......bo Twoje słowa, mimo, że nie do każdego dotarły wcześniej...mają wyjątkowy przekaz... Ale wiesz jak tu jest...Ty nie oceniasz, nie komentujesz....bo czasu brak... to i do Ciebie nie przyjdą...:):):) No chyba, że pierwszy raz i...sprowokowani...:):):):):) innym komentarzem...:):):)
Więc..twórz nie przejmując się tym co w opiniach...i jak wiele ich jest....:):):):)
Jak to mówią..." serca otwarte dla każdego, żadnego tak naprawdę nigdy... nie znjdują "... A to chyba nawet moje przepraszam...:):):):)