Leszy
Po omacku las kolor swój traci,
Za dnia, gdy słońce pali
wszystko widać to co w oddali.
Pewnego razu drogę żem zgubił
na trakcie do wioski swej.
Blask księżyca oświetlał wodę,
która miała poprowadzić mię.
Szlak ni dotąd mnie nie znany...
Oparłszy się o drzewa korę,
zauważył ja dziwną zmorę.
Zza drzew dziad zbabiały schowany !
Twarz biała, oczy wyłupiaste,
kadłub jakby zielony,
to na pewno ten gajowy !
Gajowy gajowym zwany,
myślał, że on pomoże,
że z lasu wyprowadzi.
A baba zawsze mówiła,
że Leszy tylko zwadzi !
Pognałem ile sił w kopytach miałem
dalej wodnym śladem.
Odwracam się i nasłuchuję bo...
wilka posłyszałem !
To ten Leszy na pewno w bestyje zamieniony
chce mię dopaść.
Ja zgubiony !
Cudem z lasu wydostany
uniknąłem tej zarazy.
Lecz ja sobie obiecuje
więcej z gajowym nie obcuje !