Płynęła łódeczka po ciałku aniołeczka, sunęła po szklanej szyjce, ocierała fale, nabrała kierunek na nieznane kraje. Napotkała dwie podobne i kształtne skały, oj problem ma nie mały... Te skały nabrzmiewały z każdym jej dotykiem, łódeczka musiała przepłynąć przesmykiem... Spodobała jej się ta dróżka, dotarła do brzuszka, tu oko cyklonu cicho ominęła, ruszyła z prądem by szybciej nacieszyć się lądem. Wpłynęła do zatoki, jakież tu widoki, prowadzona przez syreny, otumiona ich śpiewem, zanurzyła się w głębiny, chcąc wyszukać perły tej cudownej krainy, zanurkowała, na długi czas oddech wstrzymała, wpłynęła do rafy, roznieciła fale i skarbów odkryła nie zmierzone skale. Skradła je i uciekła, przez wodospad soczysty, takie bywają podróże, ciekawego turysty, co na aniołku zaczął morskie przygody, i zamienił ocean spokojny, w piekielne wody...