Idiotyczny taniec pijanych gargulców w brudnych butach i koszuli bez guzika
Piszę chaotyczne listy Ręką cienkich kłamstw świadomych Grając nieugiętą duszą Pośród ciał upokorzonych Atramentem co nie znika Tylko łapie chwiejne słowa Płynąc w szeptach tych co Szepczą… Płynąc chwiejnie pośród knowań Jest nas garstka – nienormalnych Mknę w przestrzeni wiecznie pustej Tam gdzie kiedyś zaglądałem W popękanych dusze luster Luster… Szepczą Szept jest krzykiem Krzykiem tych co czują więcej Wrzeszczę więc w chłodzie świętości Kolumn prawd, symboli nieszczęść Stoję tam w mojej koszuli Bez guzika co ją trzymał Jestem tylko kopią siebie Która cień ma za oryginał Gwiżdże … Znacie te melodie? Pytam popiersia kamienne Tańcząc między kolumnami Które snują myśli ciemne Tylko linie w szparach zasłon Linie podobne do łuny Jakby księżyc napiął dla mnie Srebrnej nocy srebrne struny Walą dzwony lecz nie słucham Chwytam płonące papiery Tonąc w gniewie czytam na głos Gnijące w wersach litery Ktoś ucieka ktoś coś rzucił Chyba tylko cień księżyca Wziął gitarę i wtóruje słowom I dzwonom w dzwonnicach Bębni wiatr o ściany świątyń Cienie biegają po salach Wrzeszczą zapisane listy Płoną posągi na palach Wiatr uderza krusząc mury Księżyc w artystycznych spazmach Wpadł pomiędzy konstelacje Miast klawiszy gra na gwiazdach
Echo lekko spitym głosem Niesie wersy między sale I popija chłód posągów Sikając na piedestale Kamienne gargulce z progów Leją wino po piwnicach Pstrykając do rytmu wiatru Który gra na okiennicach Leci tynk gdy tracę zmysły Leci oddech razem z dymem Cienie tańczą w świątyń salach Obracając je w ruinę Idę chwiejnie w tym pogromie Klnę na duchy wielkich panów Których zżerają gargulce W lśniących dźwiękach fortepianu Echo macha mi z ołtarza Idzie ściąć drzewa rodowe Cienie drepczą za nim gwiżdżąc (Niosą jakąś znaną głowę) Lecą cegły Klnę na cegły Wciągam dym popiół i zemstę Zatwierdzając moje dzieło pewnym obraźliwym gestem Wciąż przyspieszam Wciąż wiruję Gęsty dym Przysłania wszystko Księżyc gra ostatnią zwrotkę (wiążąc z wyzwiskiem nazwisko) Wiatr wygłasza swoją potwarz Wydymając wargi splute Depcząc sławę na dywanach Brudnym butnym buntu butem Lecą kolumny bezwiednie Krzyczą frazy wielkich mówców Kiedy je oddaję tanio W ręce bezimiennych kupców I unoszę pięść ku niebu W oczach wieków przerażonych Jestem nieugiętą duszą Pośród ciał upokorzonych ….