pewnego przyziemnego poranka wręczyłam ci moje najwykwintniejsze serce miało twój jasnozielony uśmiech i nieskazitelne spojrzenie
od początku wiedziałam nie jesteś mi dedykowany ale moje pragnienie już szukało drogi powrotnej
otworzyłam szerzej usta aby dostrzec na parapecie księżyc zapatrzył się w mój lęk kiedy wymagałam gwałtownie odrobiny porzeczkowego pocałunku
cały mój kieszonkowy wszechświat nie przypomina już tej zmęczonej epoki kiedy sny chadzały spać parami kiedy nadmierne spojrzenia rozbierały się do naga
powróć zanim zrobi to za ciebie miłość niemile tutaj widziana