Owa tarcza która się co rano wyłania zza horyzontu pomarańczowymi marzeniami wcale nie jest w kolorze białym
To jedynie złudzenie w twoim kadrze zgubiło na jej widok obojętność tracąc oddech na drogi wirażu
Ona jest cała czerwona -niczym piłka czasami amarantowa czasami malinowa odbija mary senne od nocnej mitręgi wędrujące za kulą w kosmosie -po niebie
Kiedy spadnie śnieg i przyjdzie styczeń ukrywa się u puszczyka za dzwonnicą w sierpniu i w marcu rozhuśtana na gałęzi nieśmiało wygląda zza wieży kościelnej
Tylko po to aby ile sił w nogach pobiec nocą świętojańską w stronę zorzy polarnej marzeniami dogonić gwiazdy na drodze mlecznej ścigając się to z dużym to z małym wozem