Ona odeszła. Wróciła skąd przyszła. Wcale nie tęsknie. Pamiętam tylko jej niezwykłe oczy.. Które płonęły żywym ogniem. Spalały się co dnia. Nie umiałem dojrzeć tam siebie.. Były jakby za mgłą. Dla mnie niedostępne...
Jej włosy, takie sprężyste. I bajkowe.. Piękniejsze od szczerszego złota. Jak promienie słońca. Tak falowały na wietrze. Czułem ich zapach.. A w dotyku były takie miękkie.
Pamiętam te policzki blade, Czasem tylko rumieńcem skażone.
I te usta. Tak czerwone, tak krwiste. Delikatnie zdobiły jej twarz. Tak, ich nie da się zapomnieć. Jej niebiański uśmiech Malował każdy mój nowy dzień. A jej pocałunki, Były jak dotknięcie motyla. Lecz nie były dla mnie.
Jej już nie ma. Odeszła. Nie była nigdy moja.. Jej dłonie dotykały mnie, Lecz na prawdę pragnęły innego. Ach, gdyby być tym innym.. Gdyby mieszkać w jej głowie. Znać jej bajeczne myśli. I słyszeć jej słodki śmiech tylko dla siebie.
Gdyby. Ale ona odeszła Jej już nie ma. A ja wcale nie tęsknie.