Ocalić kwiaty lata obrazem tak kruchym jak chłodem malowany rysunek łąk na szkle w koronkową biel witraży niczym szklarnie ściętych marzeń Odnaleźć na dnie oceanów przestrzeni bursztynową komnatę tęsknot wykutą dłutem stali zachodu słońca w tężejącej żywicy soków odchodzącego dnia Ulecieć babiego lata nicią wspomnień ku arrasom owocującej młodości poprzetykanym złotem lśnienia południowej igraszki promieni w gładkiej toni pieszczonej aż po brąz odważnej aż po bezwstyd nagości Uciszyć larum rozstania srebrnym szeptem księżyca wyrosłym z granitu skał nocy wątłymi kiełkami rośliny zbłąkanego światła nie po to by rozkwitnąć lecz stalowo błękitną ciszą się rozpłynąć Tylko i aż taką demiurgią atlantyd efemerycznego "niech się stanie" to co rodząc się w słowach przemijająco nie przemija jednodniową wiecznością motyla ocaleniem odnalezieniem ulotnością uciszeniem stwarzaniem wciąż świata na nowo ludzkim "fiat" ósmego dnia stworzenia jest poezja.