O brzasku na parapecie zasiądę cichutko W górę wzrok uniosę, a nogi pod siebie podwinę Wiatru powiew pochłonę na krótko I kocykiem ulubionym się szczelnie owinę
Wtem Słonko oczy zaspane otworzy Przybędzie, promieniami pierwszymi mnie powita Kim ja jestem, że mnie swym towarzystwem uraczy? Tak jakbym tylko ja była jeszcze snem spowita
Uśmiech więc słodki poślę do niego Za to bezcenne ciepło, którym wciąż me chłodne ciało otula Na świecie jest wciąż tyle złego Słonko, czyż nawet nie twa jasność przy mroku się skula?
A ono tylko większe urośnie Tudzież za szarą chmurką się schowa Bez odpowiedzi kolejne pytanie zostanie Choć tych i tak już pełna ma głowa
Zawsze sekundy, minuty szybko mijają Choć takie widoki bym w wieczność zmieniła Rzeczywistości mroki do siebie wzywają Słonko, dzięki tobie większa ma siła!
O zmierzchu na parapecie znów zasiądę cichutko Dłonie na szybie położę, nogi pod siebie podwinę Wtem przed snem pożegnam się z Tobą szybciutko Nim sama umknę w koszmarów dolinę.
Częstochowa czy nie...ale wiersz piękny. A zresztą, co złego jest w rymowaniu? Autor poniższej opinii również rymy używa...i takież same " częstochowskie" zdałoby się powiedzieć:)...dla mnie mała perełka