O wpół do dwunastej, rodzą się tęsknoty, z rykiem wskazówek zegara, dostają nowego tchnienia. O wpół do dwunastej, jesteśmy w pół drogi do odnalezienia siebie. Półprzytomni, otuleni kocem zatroskania, ze spuszczonymi powiekami, dotykamy swej duszy na jawie. O wpół do dwunastej, po kątach, tłamszą się smuteczki, półnagie, odsłaniają swe najbrudniejsze łona. W świetle księżyca, przechadzają się koty, od lęków czarne łudzą się, że nikt nie dostrzeże ich świecących oczu. O wpół do dwunastej, na pół brzemienni liczymy, że północ odrodzi nas znów na nowo...