Nowy rok nadchodzi, jeszcze jeden więcej. Zmęczone kolana, obolałe plecy, Podrapane w bezradności ręce, Stopy w butach z mieczy. W ciszy nocy, w skrzeniu gwiazd, Jak ognisko w mateczniku, Stary nowy rok popiołem zgasł. Zgasły plany i nadzieje, Zgasły wakacyjne fotki. Wnet i pamięć wiatr rozwieje. Znikły także wątpliwości. Patrzę w jego młode oczy Przez kolejne roku ramy. Czym ten nowy rok zaskoczy? Jakie dary rok ten da mi? Sam, w milczeniu, wznoszę toast Za tych przeszłych, których krople Gęstym ściegiem łez na drogach Piszą przeszłość tuszem mokrym. Za tych, którym sił brakuje Przez te wszędobylskie głazy Chociaż świat ich wokół truje Im się wciąż chce jeszcze łazić. Za pobitych i zranionych Za rozdartych końmi chwili Oszukanych, psów bez zony, Boście jednak to przeżyli. Wznoszę toast za oplutych, Za ich twarze z alabastru, Mimo czasem fałszu ruty, Wyżej niosą ją do blasku… Młodej przyszłości czarne spojrzenie Słucha mych słów szacunkiem syte, Może choć za to nostalgii tchnienie Nie będzie palić przypadku biczem. Nam wszystkim dzisiaj piszę te słowa, Bo chwila w refleksji czepcu już gości: Kiedy już minie jak stary rok nowy Byśmy nie stracili naszych miłości.