Nigdy zbyt wiele nie wymagałem, dobrze wiem czego w życiu chciałem. Najtrudniejsze drogi wciąż obierałem, realizując cele się nie poddawałem.
Nigdy przed szereg się nie wychylałem, rad starszych, mądrych uważnie słuchałem. Idąc przez życie o innych pamiętałem, gdy byli w potrzebie to im pomagałem.
Nigdy o moich bliskich nie zapominałem, całym swym sercem ich mocno kochałem. W końcu w idealizm tak bardzo wierzyłem, nie wiedząc jeszcze jak się pomyliłem.
Nigdy się zmieniać zamiaru nie miałem, dopóki werterowskich cierpień nie doznałem. Miłość, co zawsze moim priorytetem była, to ona moje dotychczasowe "JA" zabiła.
Teraz stoję przed lustrem i wspominam życie, kiedyś stał tu ktoś, kto pragnął być na szczycie. Teraz już nie spojrzę, głowy nie podniosę do góry, chciałem widzieć słońce, oglądam czarne chmury.
Miłość to jest, od dłuższego czasu, tyle że nieszczęśliwa, ale ja chyba jednak nie zwykłem przegrywać, bo nadal zamierzam walczyć :) Dziękuję i również pozdrawiam :))
Hiobowy utwór, każdy człowiek niekiedy staje obok i patrzy na siebie. Ciekawe podejście do tematu, odważnie. Wiersz daje do myślenia, choć to autoportret. Pozdrawiam