Nie widzisz mnie... choć jestem tuż obok... Trwam...i nadzieję mam że niosę Ci pocieszenie na każde zmartwienie by...łatwiej było żyć...
Nie czujesz mnie... choć swym oddechem daję Ci ciepło... skrzydłami otulam... pocieszam...kołyszę... choć-czasem też słyszę bluźnierstwa i narzekania mimo to trwam... nadzieję wciąż mam... że z biegiem lat...z wiekiem... będziesz jednak dobrym człowiekiem.
I tak..krok za krokiem jak cień podążam za Tobą dając Ci światło... nadzieję na przyszłość... stróżuję...pilnuję..doceniam wszystkie starania od początku...od zarania... takie me zadania nie pozwolić błądzić... dobrem-zło zastąpić... chronić przed cierpieniem a w przyszłość...zwątpieniem...
:)cóż..właściwie rozwinę temat ...z tego co pamiętam z lekcji religii ..Bóg nigdy się na nas nie gniewa..może w jakiś sposób daje nam nauczkę żebyśmy mogli w przyszłości postępować lepiej..właściwie mam na ten temat swoje zdanie i tak naprawdę nie wiem skąd mi przyszło do głowy napisać ten wiersz..ja myślę że każdy z nas sam zapracowuje sobie na swoją przyszłość ale często winę za porażki zganiamy na kogoś i dość często na Boga...o dziwo i nawet ludzie głęboko wierzący tak postępują..ale...chciałabym wierzyć że każdy z nas ma takiego anioła..nawet tylko wyobrażając sobie że jest obok ..jakoś lżej na sercu..:) pozdrawiam..