Niejasne są drogi życia A śmierć napełnia nas lękiem I to pytanie na ścianie namiotu Czy zrobiłeś już co należy
Nie ja piszę lecz słowa krzyczą milczeniem (niczym przytłaczający swoją brzydotą fragment zawalonego muru) To niesprawiedliwość woła o zemstę Czy byt mój jest prawidłowy Czy to co należy zrobiłem
pieśni życia nieustający refren
Czy but zbyt duży usiłuję włożyć na zbyt drobną stopę Na wątłe ciało człowiecze nazbyt ciężką powgniataną zbroję
Nie ma tu dla mnie spokoju nieświadomy jestem i chciwy zarazem chociaż przecież nie pragnę nienawiści widzę naokół płomienie czasem gdy patrzę w głąb siebie widze je także
Lśnią światłem ciemnością i cieniem ja wpatrzony w ciemność zastygam z odciśniętym na twarzy jak rana bolesnym zdumieniem
Napełniony lękiem zgorzkniały przeszłości mlekiem Powiedz mi Najwyższy w tej chwili jak mam teraz bez strachu patrzeć na ciebie
Liść upada bez lęku na ziemię I życie każde zakończy się śmiercią I kiedy patrzę na tych kwiatów kwitnienie wiem że tuż za mną milionami więdną
Oto jedyne Oto święte miejsce jedyne nieświęte
Czy to piękno przetrwa czy umrze wraz z ostatnim drgnieniem serca ostatniego człowieka wraz z czyjąś ostatnią nadzieją