niedowidzące usłużnie godziny karmi się miękkimi śladami po naskórku za granicę przepływają statki porzucone przez załogę
piję prosto z dzbana mleko adoptowanej matki krwawiącej twardymi paciorkami różańca z którego już nikt nie korzysta
przygwożdżona do ramion nieba poszukuję bólu objawionego pewnego mroźnego letniego poranka bólu który pozwala kochać za pisemną zgodą