Menu
Gildia Pióra na Patronite

Górnolotny brak podziwu dla spadających przedmiotów


Nie wiem co chciałbym usłyszeć
Ani co chciałbym dziś ujrzeć
Problem w tym, że wiem….
Gdy żyć
Ale nie wiem kiedy umrzeć
Mam coś więcej niż butelkę
Ale mniej niż błyskotliwość
Coś pomiędzy „ułożenie”
A brutalną opryskliwość
Skrywam w sobie cienie słońca
Czarne plamy krwi zaschniętej
Moja myśli to labirynt
O prostocie nieprzeciętnej
Mogę palić
Mogę niszczyć
I tak nic się już nie liczy
Wszyscy są dziś Chrystusami
Głoszącymi na ulicy
Mam swą wartość
ale jaką ?
Zapisaną w wielkich bankach
No i wieki rozczarowań
Co noc utopione w szklankach
Mam też przeszłość
Piękne słowa…
Robię krok w stronę urwiska
Za mną tylko cienie ludzi
Bez imienia i nazwiska
Bez nazwiska i imienia
Dla nich tworzą moje ręce
Bez twarzy i bez znaczenia
W beznadziei i udręce
Jeszcze krok
Choć nie wiem przecież…
Kiedy data mojej śmierci
(wszyscy są dziś Chrystusami)
Od narodzin do krawędzi
Nie chcę patrzeć
Chociaż widzę
(Bez twarzy i bez imienia)
Cienie w maskach
W plamach słońca
W bezkresie
W bezdnie istnienia
Cztery kroki…
Może warto…
Lepszy lot
Niż stanie miejscu
Ludzie w maskach
Patrzą na mnie
(z loży bezgłośnych szyderców)
Patrzę w przód…
W podartych jeansach
W koszuli wyblakłych wspomnień
Przeciw światu – w ciągłym buncie
Patrzę w przód… mimo upomnień
Jeszcze krok
W maskach bezruchu
Kto wie ilu z nich ma domy ?
Ilu żyje w ciągłym strachu
W dobie dusz upokorzonych…
Mam to gdzieś
Śmiech mój bezkresny
Wybił właśnie się z urwiska
Wkładam w usta papierosa
(Bez imienia i nazwiska)
Potem zapijam butelką
(Gdzie jest moja błyskotliwość ?)
Wymieniłem ją za ogień
(Istnieje taka możliwość)
I wrażliwość
(wymieniłem)
Jestem sam sobie sternikiem
Pośród bezkresu Chrystusów
Martwą ciszą martwym krzykiem
Krok kolejny …
(Ktoś coś mówił ?)
I wylałem na ubranie…
„Kto nie jest zajęty życiem
Jest zajęty umieraniem”
Święte słowa
(Chyba lecę )
A nie…
To nietrzeźwość ciała
Dym, papieros
Ludzie w maskach
No i lot z końcem na skałach
Tak to działa…
Ktoś mnie popchnie ?

Skały są bardziej rozmowne….
(Bez imienia i nazwiska)
To pożałowania godne…
Chciałbym uciec
(Krok kolejny)
Na krawędzi lżej się stoi
Nie ma strachu (łyk z butelki)
Tylko lekkie drżenie dłoni
Chyba lecę (nie w tą stronę)
Umysł wyśmiewa me plany
Dłonie falują bezwiednie
Pośród przekleństw niesłuchanych
Mam pytanie…
Na krawędzi…
Pogrzebany w jaźni piaskach…
I nie umrę…
I nie żyję….
Wśród niemych Chrystusów w maskach

2138 wyświetleń
41 tekstów
10 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!