Nie otwierałam serca przed księdzem od urodzenia Wierzyłam kiedyś, że na ziemię zstąpi małe dzieciątko I weźmie ze sobą wszystkie chore dzieci
W piątek o trzeciej po południu pożegnałam kruchą blondynkę Przez ostatnie dwa lata chodziła z chustką na głowie Miłosierdzie Boże najwyraźniej mnie nie usłyszało Za dużo ma spraw na głowie
Nie spowiadałam się od ośmiu lat Może to moja wina To przeze mnie umierają dzieci Wybrane przez Boga, by doznały zaszczytu wstąpienia do lepszego świata Tam na pewno będą mogły się zakochać Podotykać dylematów ludzkich Odkryć pozaziemski świat
Może to moja wina Przestałam być dobrym człowiekiem Miewam nieczyste myśli Pragnienia dotykania nieznajomych na ulicy Kompromitujące skłonności Do idealizacji stosunków międzyludzkich
Jestem rdzą grzechu Ksiądz nigdy nie utopił mnie w wodzie święconej Nie wysłuchał opowiadania o żalu i skrusze Przecież nie całuję dziewczynek przed ślubem Ani tym bardziej chłopców Księża nigdy mnie nie lubili Za często noszę czerń, kolor szatana
Dzieci w chustkach Mają mądre oczy W końcu cierpią tylko trochę Wiedzą, że i tak trafią do Nieba
... spowiedzią u księdza nie naprawisz świata, a Bóg i tak zna Twoje grzechy... ... pokuta też nic nie da... jedynie zadośćuczynienie, tam gdzie los (Bóg) Cię rzuci, a nie tam gdzie jsiądz Ci wskaże... on też nue zna zamiarów Boga...