nie lubię już księżyca nie rozświetla mi drogi ani myśli… nadęty wpłynął na niebo dumny jak paw panuje
obojętnie patrzy z góry na zabieganych ludzi nie łączy już w pary nie grzmi nie rzuca na kolana prześwietlony na wylot…
nie rozmawiam z nim już zwiódł mnie na manowce skąd nie ma powrotu przyszłość mnie nie interesuje nie zawibruje szczęściem nie polecę więcej wysoko
przypływy jego to tylko fizyka nie chcę stać w oknie jak na brzegu twarz jego jest tarczą na której poległam po końcu świata patrzę tylko na drugą ciemną stronę