Nie do przełknięcia życia kęs Zalewam wódką wszystkie smutki Bóg na de mną stale czówa Dolewa gorzały do półlitrówki
Śpiewam pieśń upadłego człowieka Po wytrzeźwieniu powstanę z klęczek Nie jem, źle sypiam, choć martwa ma powieka Wyruszam na dno karafki by serce zmienić w breloczek.
Kiedyś wybudzę się z tego letargu Gdy skończę kosztować smak cierpienia Będę mogła znów zasnąć, jeść i oddychać Wtedy, gdy "dziś" zamieni się w złe wspomnienia.
Nie powiem, trochę Ci się to udało, z racji, że moja naturalna anielska cierpliwość jest teraz upośledzona. Masz rację, że ode mnie to zależy, kiedy nadejdzie owe "kiedyś", ponieważ teoretycznie mogłabym przestać przejmować się zdarzeniami, na które nie mam wpływu z różnorakich powodów, jednakowoż bardzo trudno jest tego dokonać. Potrzeba czasu, siły, woli i nadziei. Ja na nowo organizuję swoją armię. Pomimo wszystko NADAL WALCZĘ.