Ostatnio bywam spóźniony :)) Całe szczęście, że to Wy tu yesteście... Za co wielce dziękuję! Tak, przyznaję, to były moje pierwsze od 35 lat święta Wielkiej Nocy, podczas których nie było mi dane przekroczyć progu katedry i podążyć jej korytarzami za Nazarejczykiem w Jego krzyżowej drodze. Zazwyczaj bardzo realnie podchodzę do każdej sytuacji, ale to tam jako dziecko nauczyłem się składać ręce do modlitwy... Próbowano ją desakralizować, tłumnie nachodzić gawiedzią turystów, a jednak w sercu chrześcijanina każdy cierń zakwitał tam różami. Tak przynajmniej bywało ze mną.
Smutek... też. Lecz jak mawia autor - jest to jedynie słowo w wierszu, albowiem nieloty, wbrew wszelkim pozorom, mają zupełnie inne oblicze :) To pierwsze - "piękny" :)) hehe :)
Dziękuję Wam jeszcze raz, doceniam, że czytacie jeszcze poczciwego Adnachiela :) Wszelkiego dobra!
Myślę, że w tej koronie Miłość rozmnaża się wciąż i rozdaje nie wyczerpując nigdy swoich pokładów, ale musimy być górnikami i fedrować ją, a potem rozpalać Nią każdy swój dzień, potem brać polana w uczynne ręce i ogrzewać Nią życie innych...niektórzy zechcą.