Nie bój się to dziki sad porasta nasze wnętrza w głowach wirują wrony wywołując lęk którego nie da się opanować
Bogu modlitw już nie posyłamy w szarych kopertach
Przykładamy dłonie do letniego kaloryfera szukając miłości
Ten blok w którym mieszkamy jest podobny do ogromnej kostki dziurawego sera
Rano słychać jak sąsiad przy trzepaku wyżywa się na dywanie krzycząc Jezu, Jezu Chryste jasna cholera świst trzepaczki podrywa się stado wron zaciemniając ostatni skrawek nieba...